Film Strefa Interesów

Niezwykłe doświadczenie filmowe: refleksja nad Strefą Interesów Jonathana Glazera

W filmie Glazera, nominowanym do Oscara, tylko ciągły dym i przerażający krajobraz dźwiękowy opowiadają o horrorze, który ma miejsce za murami, podczas gdy komendant obozu zagłady i jego rodzina prowadzą idylliczne życie.

Zanim przejdę dalej, chciałbym zaznaczyć pewną uwagę. Istnieją filmy, liczne w swojej ilości, które robią ogromne wrażenie od pierwszego obejrzenia, ale szybko ulatują z pamięci, podobnie jak garść piasku wypływająca z dłoni po wyjściu z kina. Jednak są też te, znacznie rzadsze, które uderzają jak piorun po pierwszym seansie i pozostają w pamięci, pozostawiając trwałe ślady w psychice i subtelnie, ale znacząco zmieniając nasze podejście do oglądania filmów. Dla mnie Strefa Interesów cały film Jonathana Glazera, mistrzowsko i przenikliwie mrożąca krew w żyłach, należy do tej drugiej grupy. Pozostawiła mnie wstrząśniętego i dotkniętego; towarzyszyła mi nieustannie przez kolejne miesiące.

Zgodnie z ogólnym zdaniem wielbicieli kina, taka niezwykle intensywna reakcja na film jest jak Święty Graal oglądania filmów. To rzadkie doświadczenie, które potęguje poczucie odkrycia, wynikające z praktycznie zerowej wiedzy o filmie przed seansami (ja sam miałem tylko ogólną świadomość, że jest to luźna adaptacja powieści Martina Amisa o tym samym tytule, ale nic poza tym). W związku z tym apeluję do wszystkich czytelników, którzy mają szczęście być w uprzywilejowanej sytuacji, nie znając nic o „Strefie Interesów”: rozważcie odłożenie tej recenzji na bok i najpierw obejrzenie filmu. W przeciwnym razie, kontynuujcie czytanie.

Określenie „Strefa Interesów” jako adaptacji scenariusza może być mylące (choć warto dodać, że film zdobył nominację do Oscara w tej kategorii, a także w czterech innych, w tym za najlepszy film i reżyserię). W rzeczywistości film jest głównie swoją własną, mroczną i śmiało nietypową całością, mającą jedynie wspólny tytuł i lokalizację z powieścią Amisa – Auschwitz, konkretnie dom nazisty i jego rodziny, znajdujący się tuż za murami obozu – ale niewiele więcej.

Strefa Interesów

Ściany pełnią istotną rolę w tym filmie, obrazując codzienne życie awansującej pary nazistów – komendanta Auschwitz, Rudolfa Hössa (grany przez Christiana Friedela), oraz jego żony Hedwigi (w postaci Sandry Hüller) – oraz ich pięciorga dzieci. Rodzina Hössów wychowuje się zgodnie z zasadami Ligi Artaman, niemieckiego ruchu antymiejskiego, który promował powrót do ziemi i szacunek dla natury (Rudolf, człowiek odpowiedzialny za morderstwa tysięcy ludzi tygodniowo, dyktuje smutną notatkę o braku szacunku dla swoich cennych bzów).

Upodobania do zdrowych, radosnych pikników nad rzeką (często rejestrowanych, jak większość scen, w bezdusznych średnich i szerokich ujęciach) oraz idyllicznych dni w bujnym, pięknie utrzymanym ogrodzie willi Höss, są powodem znacznej dumy Hedwigi. Nigdy nie wykraczamy poza mury oddzielające jej ukochane róże i dalie od przemysłowej fabryki śmierci po drugiej stronie. Jednak dzięki wyjątkowemu, wciągającemu projektowi dźwiękowemu autorstwa Johnniego Burna, hałas otaczający strachy obozu jest generowany z duszącą intensywnością, która doskonale współgra z gęstą chmurą dymu uniesionego nieustannie z kominów pieca w Auschwitz.

Wyjątkowa muzyka Burna nie jest jedynym elementem dźwiękowym, który nadaje filmowi jego brutalną siłę. Glazer ponownie współpracuje z kompozytorką Micą Levi, która już wcześniej współpracowała z nim przy filmie „Under the Skin”. Rzadko używana ścieżka dźwiękowa Leviego, towarzysząca niesamowitym obrazom termowizyjnym z noktowizora, przenosi nas z nieświadomej codzienności domu Hössów. Ich kompozycje dodają głębi obrazowi, brzmiąc jak chór cierpiących dusz.

Przez cały film unosi się dręczący strach, kreowany za pomocą dźwięku i muzyki, oraz narracji o drobnych szczegółach, takich jak wpływ pracy ojca na zabawę dzieci (starszy brat zamyka młodszego w szklarni, a potem drwi z niego, słychać syczący gaz). Wyobraź sobie poziom napięcia z mrożącej krew w żyłach sekwencji „Dziecko na plaży” z „Pod skórą”, ale rozciągnięty do pełnej długości. To jak złamany zegarek.

Skromni, ale znakomici w dwóch głównych rolach, zarówno Friedel, jak i Hüller zasługują na uwagę. Friedel portretuje Rudolfa jako pedantycznego biurokratę średniego szczebla o irytująco cienkim głosie i fryzurze despoty, którego bezkompromisowa skuteczność i oddanie narodowemu socjalizmowi zapewniły mu szybki awans w SS. Natomiast Hedy z Hüller wydaje się rozkoszować swoim szczęściem, wybierając najbardziej luksusowe przedmioty pochodzące od zamordowanych żydowskich więźniów, paradując ze swoim nowo zdobytym statusem jakby był on skradzionym płaszczem z norek. Przejawem subtelnej, ale błyskotliwej inteligencji Hüller jest nawet jej jedna linijka dialogu, gdy zwraca się do pokojówki: „Mogłabym prosić mojego męża, aby rozrzucił twoje prochy po polach Babic”. Mógłby to być użyty jak broń śmiercionośna, ale Hüller wypowiada te słowa w sposób niemal przyjemny. To uderza prawie bez tchu.

 

Dodaj komentarz